*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 10 marca 2014

Poszalały baby

W piątek po pracy byłam zaproszona na służbową-niesłużbową degustację :) Muszę przyznać, że średnio miałam ochotę się tam wybrać. A właściwie inaczej - miałam ochotę, tylko mi się nie chciało. Rozumiecie, co mam na myśli? Miewacie tak czasami? :) Bo ja nadzwyczaj często - ochota jest, tylko chęci nieco brak - a pomyślałby kto, że to jedno i to samo :P
W każdym razie postanowiłam się jednak zmobilizować, wiedząc, że jeśli nie pójdę, będę czuła lekki niedosyt i być może nawet wyrzuty sumienia, bo nie lubię się nie wywiązywać z tego typu zobowiązań towarzyskich. 
Miałam jednak postanowienie - tym razem nie zostanę na części nieoficjalnej :) Chciałam na drugi dzień być w pełni sił fizycznych i umysłowych i miałam pewne plany, a poza tym nie chciałam, żeby Franek siedział sam. Cóż, moje postanowienie udało mi się co prawda zrealizować, bo zaraz po części oficjalnej zaczęliśmy się zbierać. Ale nie wpadłam na to, że część nieoficjalna przeniesie się do mieszkania koleżanki z pracy :) To było zupełnie spontaniczne i jeszcze o 22 nie miałam pojęcia, jak to się skończy, mimo, że widziałam, że robi się niebezpiecznie sympatycznie :)
W naszej branży tak to już jest, że każde z nas ma w domu przynajmniej kilka butelek firmowego trunku. Siłą rzeczy więc degustacja przeniosła się do domu koleżanki, jej chłopaka i psinki :) Cały czas mi się wydawało, że już za chwilę będę wychodzić, ale jakoś ta chwila ciągle nie nadchodziła :) Później chłopaki się ewakuowali - Asystent do domu, Pan Domu do łóżka :) A my... Cóż, my sobie urządziłyśmy Dzień Kobiet, choć ledwo się zaczynał ;) To było takie prawdziwe gadu-gadu nocą. Przy winie. Zapewniłyśmy sobie nawet bardziej intymny nastrój przenosząc się z kanapy na podłogę (nie pamiętam, jak to się stało, ale zapewniam Was, że to nie grawitacja nas przyciągnęła :P)
Noo, muszę przyznać, że dawno nie zdarzyło mi się tak zabalować i zagadać z kimś innym niż z Dorotą :P  Wyszłam nad ranem i zdziwiłam się, że po piątej robi się już jasno. Kiedy wreszcie dojechałam do domu (czy wspominałam już o koszmarnych odległościach w Warszawie? :/) zbliżała się pora, kiedy to normalnie wstaję, a nie dopiero się kładę. Stąd mój dylemat, gdy stanęłam przed lustrem w łazience: użyć kremu na dzień, czy na noc? :D Ale Franuś był bardzo wyrozumiały i nie miał do mnie nawet pół pretensji :P
Jak zwykle nie udało mi się odespać i w sobotę nie byłam pełna energii, ale nie żałowałam. To był naprawdę udany wieczór. Bardzo dobrze się bawiłam, a później naprawdę dłuugo rozmawiałyśmy o wszystkim. To był taki kolaż tematów, bo zaczynałyśmy o jednym, a kończyłyśmy o czymś innym, pozornie bez żadnego związku. Swoją drogą człowieczy babski sposób rozumowania bywa bardzo pokrętny ;) Czuję nawet lekki niedosyt, bo mam wrażenie, że mogłybyśmy tak jeszcze długo i że jeszcze wiele mogłybyśmy powiedzieć :P 
Ale chyba lepiej kończyć spotkania z poczuciem niedosytu, niż przesytu? :)

22 komentarze:

  1. Często imprezka, na którą nie ma się ochoty, rozwija się nadspodziewanie obiecująco! Myślę, że taka babska nocka była Ci potrzebna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to niezupełnie było tak, że ja nie miałam ochoty - raczej miałam lenia, zeby tam pójść :) I na samej degustacji rzeczywiście nie zostałabym tak długo, ale chyba masz rację, takie pogaduchy z koleżanką były mi potrzebne :)

      Usuń
  2. Każde pogaduchy z Ewą kończą się nad ranem, a po kilku godzinach snu budzimy się i zaczynami gadać dalej. Staramy się spotykać co tydzień, a kiedy nam się nie uda, to sobie wyobraź, co się dzieje. Dzwonimy niby do siebie często, ale to i tak nie to samo. Baby jednak potrafią się rooozlwekać o wszystkim i o niczym, co?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak często bym nie mogła :) Wykończyłoby mnie to, a przede wszystkim straciłoby dla mnie swój urok :) Wystarczy mi tak raz na jakiś czas - zazwyczaj z Dorotą.
      Rozwlekanie to jedno... ale mnie bardziej fascynuje skakanie po tematach :)

      Usuń
    2. No widzisz, a nam nie wystarcza nawet ten raz w tygodniu. Wciąż mamy o czym gadać. Wręcz mam wrażenie, że im dłużej rozmawiamy, tym więcej tematów mamy do obgadania;)

      Usuń
    3. Ale skąd wniosek, że nie miałybyśmy o czym gadać? :) Zapewniam Cię, ze tematów to by nam nigdy nie zabrakło. Ale po pierwsze to już nie byłoby takie fajne, gdyby spowszedniało, a po drugie nie lubię zarywać nocy.
      A to, ze im dłuzej się rozmawia, tym więcej jest do powiedzenia to chyba standard :)

      Usuń
    4. Och, Gosiek, Gosiek, jakaś Ty taka jakaś:P
      Ja nie o tym, że wy byście nie miały o czym gadać, ale że my wciąż mamy. Czasem taką prywatę tutaj uprawiam i niekoniecznie się odnoszę do Ciebie.
      Ale się odniosę w końcu - spowszedniałoby? No właśnie, gdy mamy kilka tygodni przerwy między takimi plotami, tak nam ich brakuje, że mamy wrażenie, że to już może być nałóg. Ostatnio Szuksik powiedział, że on wszystko rozumie i wie, że i ja, i Becik jesteśmy przed okresem, ale mamy czym prędzej iść na ploty z Ewą, to chociaż zejdzie nam 50% napięcia;)

      Usuń
    5. No to widzisz, tak to zrozumiałam i już :)
      Wiem, że o sobie Ty też (i nie przeszkadza mi, bo ja też tak robię, kiedy komentuję), ale myślałam, że o mnie również :)

      A to Franek często tak samo mówi do mnie na przykład "zadzwon do Doroty", jak coś mi nie pasuje (chociaż akurat to nie jest najlepszy pomysł, bo Dorota na pogaduchy tel się nie nadaje-nie idzie jej gadka przez telefon, ona woli smsy, i ja dla niej robię wyjątek i też z nią smsuję, jak z nikim innym).
      Nie umiem Ci tego dokladnie wyjaśnic - chodzi o to, że teraz to jest zawsze dla mnie takie ogromne święto i ważna okazja - czekam na takie spotkanie z wielką niecierpliwością i zawsze jest niezwyczajnie. Gdyby to była taka norma, to moje odczucia jednak byłyby inne - nadal miałybyśmy o czym gadać i nadal byśmy się z tych pogaduszek cieszyły, ale teraz jest w tym jakiś rodzaj magii, która chyba by się ulotniła w innym wypadku

      Usuń
  3. Z reguły tak jest, że, jak się nie chce iść to później impreza jest świetna.

    Jednak na takich imprezach służbowych jestem jedynie chwilę, a później się zmywam. Cóż...wolę zachować odpowiedni dystans ze współpracownikami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie była impreza. Raczej spotkanie towarzyskie połączone ze szkoleniem. No i to nie tam było tak fajnie, tylko później u koleżanki :)

      A ja nie wychodzę wcześniej, bo uważam, ze to niegrzeczne, chyba, że jest więcej takich osób. Natomiast jeśli chodzi o dystans - wszystko zależy od ludzi. Ja nie mam problemu z tym, zeby oddzielać sprawy służbowe od prywatnych a więc żadne spotkanie w gronie współpracowników, nawet kończące się nad ranem nie miało jakichś złych skutków i nie powodowało, że jakaś granica została przekroczona.

      Usuń
    2. Jeśli impreza jest drętwa i nie zanosi się na to, że jeszcze się rozkręci to nie widzę innego wyjścia, jak wstać i wyjść.

      Też potrafię oddzielić sprawy prywatne od służbowych, więc wolę zostawić pracę w pracy, a dom w domu i nie wchodzić w interakcję ze współpracownikami.

      Usuń
    3. To wygląda na to, że ja po prostu nie bywam na drętwych imprezach :)

      Zapewniam Cię, ze ja bardzo pilnuję rozdziału dom/praca - to są dla mnie dwie sprawy których ze sobą nie mieszam. Ale interakcja ze współpracownikami - a więc rozmowa lub czasami jakiś żart nie oznacza dla mnie od razu spoufalania się. Nie mam problemu z tym, żeby spotkać się z ludźmi z pracy na gruncie mniej służbowym (ale nadal oficjalnym) i nie oznacza to, że gadam z nimi o sprawach prywatnych.

      Moim zdaniem właśnie jeśli ktoś nie ma problemu z oddzielaniem życia prywatnego i służbowego, to nie ma tez problemu z takimi spotkaniami i nie musi ich unikać :)

      Usuń
  4. To fajnie, że znalazłaś na warszawskiej ziemi taką koleżankę do tańca i różańca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapeszam, ale byłoby miło, bo to fajna dziewczyna ;)

      Usuń
  5. Niedosyt zdecydowanie lepszy, takie fajne pogaduszki można wtedy powtórzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. takie spontany są najlepsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. chyba najlepsze z tego wszystkiego jest to że masz z kim tak fajnie (oprócz D. ) pogadać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, to jest fajne :) Choć oczywiście nie wiem, czy to sprawa jednorazowa, czy może będzie szansa na jeszcze :)

      Usuń
  8. Jacie! I którego kremu w końcu użyłaś? :D
    Zazdroszczę... też chodzi za mną ochota zorganizowania babskiego wieczoru przy winie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile pamiętam, to jednak na noc :P Tylko, ze jak się później obudziłam to już chyba na dzień nie używałam :))
      To jest fajna sprawa, może uda CI się coś zorganizować :)

      Usuń